piątek, 22 stycznia 2010

NY ,, witamy w piekle'' ;)











Miasto o jakimś, dziwnym swoistym zapachu, który czujesz od chwili postawienia tam pierwszych kroków. W zasadzie to miejsce mógłbym opisać, jako wielkie ‘’jabłko’’, bo tak je nazywają miejscowi, choć nie mam pojęcia skąd im się te jabłko wzięło. Jako, że w Stanach miałem posiedzieć z dobre dwa miechy, to pozwoliłem sobie trochę to miejsce pozwiedzać i jako rasowy turysta nie ominąłem Times Square (skrzyżowanie Broadway i 7 alei), gdzie można się zdecydowanie poczuć jak reklamowany olej z pierwszego tłoczenia i zobaczyć rzeki ludzi wylewających się ulicami (żeby nie było taki klimat znajdziecie nie tylko na TS) oraz Empire State Building, gdzie po sprawdzeniu przez rozliczne bramki mogłem sobie popatrzeć na ten mały bubel architektoniczny. W sumie to nie podoba mi się łączenie drapaczy chmur z zabudowanymi pomiędzy nimi, kameralnymi kamieniczkami, no cóż z gustami, tzn. z bezguściami polemizował nie będę. ;)


To tyle, co by było z romantycznych opisów, bowiem brnąc dalej jest już tylko gorzej. Na pewno zapytacie, co mam na myśli, no cóż… Bywałem w wielu miejscach, ale polskiej parady to ja się tam nie spodziewałem. Moim zdaniem jest to taki sam kicz, jak mecze Baseballu, który z pozoru wydaje się być emocjonujący. Może i jest, ale nie dla mnie. Niestety traf chciał, że jeden z głównych szefów w ramach zapoznawania mnie z tutejszymi realiami zaprosił mnie na ten ‘’sympatyczny’’ mecz, na którym ni jak usiedzieć nie mogłem. Wierciłem się tam niczym pierwszoklasista, którego za karę posadzono w oślej ławce. Grunt, że przeżyłem to widowisko, mając na względzie jedynie wyjazd do Las Vegas, Kanionu i LA – z tego ostatniego to drugie cieszyło mnie najbardziej, bo w końcu mogliśmy wytestować nasz nowy sprzęt.

Aaaaaa… nie wiem czy o tym wspominałem, ale odwiedziłem Six Flags ( wesołe miasteczko nieopodal NY) ]:->
I powiem o nim tak ,, Roller Coaster i nie ma mocnych’’

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz